Nowoczesność, postęp i bardzo szybko rozwijający się świat nie zawsze dostarczają powodów do radości. Jeśli miałabym wymienić jedną z największych plag ówczesnego społeczeństwa, to nie wskazałabym rosnącego w Internecie hejtu czy chęci dorośnięcia o kilka lat za szybko. Bez wahania wskazałabym na postępujący brak wiary w siebie, który niesie za sobą ogromne straty, niszczy związki i relacje, oraz przeszkadza w spełnianiu marzeń. Z każdej strony biją nas po oczach młodymi, pięknymi i idealnymi kobietami i nawet krem przeciwzmarszczkowy reklamują nastolatki. Na każdym kroku wmawia nam się, że jak nie będziemy takie jak Panie z bilbordów to niczego nie osiągniemy, bo tylko w ten sposób możemy udowodnić swoją wartość. Całymi dniami oglądamy wyretuszowane do granic możliwości kobiety i w końcu nabieramy pewności, że większość taka jest, a to tylko my stanowimy ten mały procent ciał z cellulitem, zmarszczkami i obwisłym biustem. Teraz, gdy wakacje zbliżają się wielkimi krokami i brakuje naprawdę niewiele do smażenia się na plaży z drinkiem w ręku, ruszył wyścig szczurów. Gdzie się nie obejrzę wszyscy ćwiczą, zdrowo się odżywiają, są na diecie i kochają Chodakowską. Mam nawet wrażenie, że tylko ja mieszkam w domu, bo reszta już dawno przeniosła się na siłownię. Mogłabym to chwalić i cieszyć się z takiego postępu, ale niestety większość robiona jest na pokaz, dla publiki, a nie samej siebie. Dawno już przestałam wierzyć w cudowne kosmetyki, które wyszczuplą, redukują cellulit i rozwiązują wszystkie problemy. Nie oznacza to jednak, że spoczęłam na laurach i przestałam dbać o siebie, ale robię to na swój sposób, a nie pod dyktando mody. Wciąż używam balsamów, ćwiczę, a pod moim prysznicem nigdy nie brakuje peelingów. Niespodzianka jaką dostałam od Barwy Harmonii w ramach wiosennej odnowy zwaliła mnie z nóg i długo byłam pod jej wrażeniem.
