niedziela, 10 września 2017
Sierpień przyniósł nam paczki od drogerii Rossmann wypchane po same brzegi, a niektórzy klubowicze dostali nawet dwa pudełka, bo zawartość zestawu nie mieściła się w jednym. Oprócz kosmetyków w tym miesiącu testujemy też ręczniki, pędzle, kosmetyczki oraz jedzenie. Jestem prawie pewna, że dziś kilka produktów wpadnie Wam w oko i będziecie na nie czekać z niecierpliwością. Dla wielbicielek makijażu mam nowości marki Wibo i kopię paletki od Anastasia Beverly Hills, która już teraz budzi sporo emocji w sieci. Natomiast fanki pielęgnacji pewnie zaciekawi najnowsza seria Garnier czyli Botanical dla cery normalnej i mieszanej. Dawno nie miałam tak trafionego pudełka, które uzupełniło praktycznie wszystkie luki w moim kosmetycznym arsenale. Cieszy mnie też fakt, że dzięki Rossmannowi mam okazję poznawać polskie produkty bez ruszania się z domu. Ręczniki czy skarpetki, które testuję wykonane zostały przez producentów z naszego kraju i z przyjemnością przyjęłam je pod swój dach. Oj ogromnie jestem ciekawa Waszej oceny pudełka w tym miesiącu dlatego już bez zbędnego przedłużania przedstawiam jego zawartość :)
Lactacyd Precious Oil/ Delikatny olejek do higieny intymnej
Lactacyd to zdecydowanie moja ulubiona marka w kategorii produktów do higieny intymnej. Praktycznie za każdym razem jak jestem w Polsce przywożę kolejny żel z ich asortymentu. Tym razem zamiast niego dostajemy olejek, który bardzo fajnie się pieni i przyjemnie pachnie. Po pierwszych testach mogę jedynie powiedzieć, że tak jak obiecuje producent faktycznie dobrze nawilża oraz oczyszcza. Na pewno zużyję ten kosmetyk do końca bez żadnego problemu, a nawet nie wykluczam, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Fajnie, że nie ma w składzie Sodium Lauryl Sulfate i chociaż znajdziemy w nim inne substancje pianotwórcze to jednak ogólnie nie jest najgorzej. Trzymam kciuki byśmy się na siebie nie obrazili, a Wam na pewno dam znać jak ostatecznie go oceniam.
AA Formuła Biozgodności/ Ultranawilżający płyn micelarny cera sucha i wrażliwa
Opis na opakowaniu produktu precyzyjnie określa dla jakiego rodzaju cery go przeznaczono, ale ja wcale się tym nie przejmuję. Moja tłusta skóra również potrzebuje nawilżenia i bardzo mnie cieszy, że w tym produkcie na piątym miejscu znajduje się ukochany kwas hialuronowy. Co więcej już po pierwszych testach pozytywnie oceniam sposób w jaki płyn zmywa makijaż. Całkiem dobrze radzi sobie nawet z tym o większym kalibrze, który zazwyczaj towarzyszy mi podczas imprez. Producent obiecuje nam również nowatorską formułę zawierającą "odtworzone składniki NMFu – naturalnego czynnika nawilżającego, bogatego w aminokwasy, minerały i sacharydy, które uzupełniają występujące w skórze substancje, zapobiegają przeznaskórkowej utracie wody i poprawiają funkcje barierowe oraz elastyczność skóry, chroniąc ją przed czynnikami zewnętrznymi." Przyznam, że po użyciu produktu moja cera była ukojona, bez uczucia ściągnięcia czy podrażnienia. Dodatkowo płyn znajduje się w dużej butelce z wygodnym dozownikiem i minimalistyczną szatą graficzną. Jak na razie jestem na tak i pewnie zdania nie zmienię :)
Eveline Cosmetics/ Liquid Control HD Podkład do twarzy/ 010 Light Beige
Nie moi drodzy to nie jest sławny i dobrze Wam znany podkład Catrice, ale wygląda prawie identycznie więc nie dziwię się, że tak pomyśleliście. Sama byłam w szoku pierwszy raz go widząc, ale obecnie dobra reklama potrafi zdziałać cuda więc pewnie to popchnęło markę Eveline do skopiowania pomysłu. Mimo wszystko po pierwszych użyciach śmiem przypuszczać, że ten produkt znacznie różni się od wspomnianego wyżej dziecka Catrice. Jest przede wszystkim lżejszy, bardziej lejący i ma mniejsze krycie. Bardzo podoba mi się jak wygląda na twarzy, choć może podkreślać suche skórki. Fajnie też, że ma satynowe wykończenie i nie daje efektu płaskiego matu. Całkiem dobrze też oceniam jego trwałość. Po kilku dobrych godzinach noszenia najbardziej chyba ucierpiała strefa T i zdecydowanie wymagała poprawy, ale poza tym naprawdę nie było źle jak na podkład drogeryjny. Niestety mam podejrzenia, że może ciemnieć, ale aplikowałam produkt tylko dwa razy więc jeszcze nie potwierdzam tej informacji. Oczywiście wyposażony został w wygodną pipetę, ale tak jak wcześniej wspomniałam ma on nieco wodnistą konsystencję i zdarza mu się kapać, zatem należy uważać przy aplikacji. Muszę przyznać, że ten produkt pozytywnie mnie zaskoczył i lubię go zdecydowanie bardziej niż podkład Catrice, który moim skromnym zdaniem jest okropny. Jeśli będziecie chcieli osobną recenzję to dajcie znać, a chętnie Wam opowiem jak Eveline Liquid Control HD spisał się po dłuższym okresie testowania.
For Your Beauty Pędzel do konturowania
Gdy pierwszy raz wzięłam pędzel w ręce wywołał uśmiech na mojej twarzy i przyznam, że od razu zaszufladkowałam go jako bubel. Jednak po nieco lepszym poznaniu muszę okazać skruchę, a nawet wypadałoby przeprosić. Produkt jest bardzo mięciutki i nie wywołuje żadnego dyskomfortu podczas nakładania makijażu. Doskonale nada się nie tylko do konturowania, zatem spokojnie możemy zatrudnić go nawet przy aplikacji różu czy bronzera. Od jakiegoś czasu wychodząc gdzieś ze znajomymi staram się dodać do mojego looku coś nowego przemycając aktualnie panujące trendy, które nie do końca nadają się do noszenia na co dzień. Kilka razy ćwiczyłam już konturowanie nosa, ale tylko przy pomocy pędzli do makijażu oka i chyba nie do końca mi to wychodziło. Z produktem For Your Beauty zadanie to wydaje się nieco łatwiejsze, bo wyposażony on został w końcówkę przeznaczoną właśnie do wykonywania tego typu “ulepszeń”. Nie wiem tylko jeszcze jak będzie się prał i czy nie straci wtedy połowy włosia, ale jak na razie spokojnie mogłabym Wam go polecić.
Wibo Paleta cieni do powiek/ Modern
Modern to nowość marki Wibo, która jest mocno zainspirowana słynną paletką od Anastasia Beverly Hills Modern Renaissance. Jej kolory świetnie wpasują się w nadchodzącą wielkimi krokami jesień i na pewno pozwolą skomponować niepowtarzalny i odważny look. “Paleta zawiera 12 matowych i 3 metaliczne cienie, od neutralnych barw, klasycznych beży, poprzez rudości w różnych tonacjach, aż po najmodniejsze odcienie jagodowe oraz brązy.” Sama na pewno w życiu bym jej nie kupiła, bo chociaż nie miałam okazji testować produktu wiele razy to jednak wstępnie słabo oceniam pigmentacje cieni. Jedyne co mi się w niej podoba to opakowanie, bo jest małe oraz poręczne. Dodatkowo posiada lusterko przydatne zwłaszcza gdy zabierzemy paletkę w podróż. Posiadaczki sroczych dusz pewnie też zachwycą się brokatowym wykończeniem, które pięknie się mieni i połyskuje. Jeszcze nie chcę wydawać werdyktu, ale wstępnie napiszę: nic specjalnego Wibo. Stać Cię na więcej.
Wibo Utrwalacz do makijażu/ Fixing Spray
Markę Wibo chyba częściej krytykuję niż chwalę, ale przy tym produkcie będą ją komplementować. Fajnie, że wypuszczają swoją mgiełkę do utrwalenia makijażu, która nie jest kropka w kropkę kopią innego, znanego kosmetyku (przynajmniej mam taką nadzieję). Co więcej i tu uwaga, uwaga: nie zawiera ona alkoholu! No to jestem kupiona :) Bardzo podoba mi się małe, minimalistyczne opakowanie produktu. Zastrzeżenia mam trochę do atomizera, bo wypuszcza utrwalacz z taką siłą, że aż mi głowa odskakuje do tyłu. Zdecydowanie nie otula twarzy delikatną mgiełką. Jej zadaniem jest zabezpieczenie makijażu przed ścieraniem i rozmazywaniem. Nie będę Wam jeszcze pisać co sądzę o tym produkcie, bo szykuję jego osobną recenzję i z niej na pewno dowiecie się więcej :)
Wibo Selfie Loose Shimmer/ Rozświetlacz Pink
Rozświetlacz ten na stronie Rossmanna zdecydowanie wydaje się o wiele większy niż jest w rzeczywistości. Tak naprawdę otrzymujemy go w małym opakowaniu przypominającym mi te od pigmentów czy pyłków do paznokci. Pod wieczkiem jednak znajduje się blokada, która po przekręceniu zakrywa dziurki i dzięki temu produkt nie wysypie się na nas przy kolejnym jego podniesieniu. Wystarczy odrobina rozświetlacza by na naszej skórze rozbłysły miliony migoczących drobinek. Według mnie są one trochę za duże i dosyć mocno widoczne na twarzy. Raczej nie odważyłabym się użyć go do dziennego makijażu. Producent zapewnia nas, że kosmetyk nada się do podkreślenia kości policzkowych, grzbietu nosa czy łuku kupidyna oraz modnej ostatnio techniki strobingu. Według mnie jednak lepiej wypadnie na powiekach lub na ciele w okresie karnawału. Też będę pisać Wam osobną recenzję tego produktu za jakiś czas, gdy przetestuję go na wszystkie możliwe sposoby. Na razie nie wystawiam mu żadnej oceny.
Garnier Botanical/ Tonik odświeżający z ekstraktem z winogron/ Żel odświeżający z ekstraktem z winogron i krem nawilżający z ekstraktem z winogron/ Cera normalna i mieszana
Seria ta zaciekawiła mnie już jakiś czas temu, bo widziałam ją u siebie w drogerii i od razu zwróciła moją uwagę. Ekscytacja oraz radość minęły jednak wraz ze sprawdzeniem składu produktów. Oczywiście nie są one najgorsze, a nawet oceniłabym je całkiem dobrze gdyby nie fakt iż zawierają alkohol. Nie wiem dlaczego większość producentów zakłada, że cerę tłustą lub mieszaną należy wysuszać. Co prawda na początku może się wydawać, że metoda ta naprawdę działa, ale po czasie skóra traktowana każdego dnia alkoholem zacznie wytwarzać jeszcze więcej sebum co może prowadzić do zapychania i powstawania wyprysków. Ten jeden składnik skreśla u mnie serię Botancial, a szkoda, bo kosmetyki naprawdę ślicznie i świeżo pachną. No i zawierają mój ukochany aloes oraz ekstrakt z winogron. Nie wyobrażam sobie jednak by cała moja pielęgnacja składała się tylko z tych produktów. Żel do mycia twarzy zawiera SLS, tonik alkohol, a jakby Wam jeszcze było go mało to producent dorzucił też troszkę tego składnika do kremu.
Nie chciałabym już dłużej drążyć w kółko tego samego tematu i mogłabym w tym momencie zakończyć opis najnowszej serii Garnier, ale na uwagę zasługuje jeszcze jedna sprawa. Mowa tu o tłumaczeniu składu, którą wspaniałomyślny producent serwuje nam na opakowaniu. Najpierw w widocznym miejscu i wytłuszczoną czcionką informuje, że kosmetyki które trzymamy w ręku posiadają aż 96 procent składników pochodzenia naturalnego, a później małym druczkiem dodaje iż mogą one pochodzić z różnych źródeł, a poniżej podane tłumaczenie to tylko przykłady. Czytając jego wersję uśmiałam się do rozpuku. Widać, że producent w chamski sposób próbuje każdej substancji znaleźć jakieś źródło w naturze. I tak na przykład Dicaprylyl Ether, który jest składnikiem syntenyczym to według Garniera orzech kokosowy, z resztą tak samo jak Caprylic Triglyceride, który faktycznie jest z niego otrzymywany, ale łączy się go też z olejem palmowym, a później poddaje procesowi estryfikacji z gilceryną, więc sporo zostaje przez producenta zatajone. Z resztą Sodium Lauryl Sulfate to też ponoć kokos. Nie zrozumcie mnie źle, bo może faktycznie składniki te mają coś wspólnego z substancjami podanymi na etykiecie, ale nie są nimi w czystej postaci. Dla mnie to celowe wprowadzanie w błąd nieświadomych konsumentów. Może troszkę za ostro reaguję, ale takie interpretowanie listy INCI jest bardzo podejrzane i jeszcze bardziej napawa mnie odrazą do tych produktów. Nie wiem czy po przetestowaniu wezmę pod uwagę ich oddanie, bo mam ochotę całą tą serię umieścić w koszu.
Mundia Kosmetyczka make-up doktor i duża łódka/ Złoto
Mała oraz duża, złota kosmetyczka. Jako, że często podróżuję na pewno przydadzą mi się i będę z nich korzystać. W środku tej większej mamy dodatkowe przegródki by umieścić w nich małe przedmioty, które później zdecydowanie łatwiej będzie nam znaleźć. Nie rozpisuję się dużo na temat tych kosmetyczek, bo i tak pełną opinię będę mogła wyrazić dopiero po kilku dobrych miesiącach ich wożenia, pakowania i zużywania. Wygląd oceńcie sami według własnego gustu :)
SPLAT Professional/ Pasta do zębów Ultracomplex
Pastę umieszczono w tubce z ładną, minimalistyczną szatą graficzną. Jej zadaniem jest wybielanie i pielęgnacja zębów. Zwłaszcza wrażliwych. Podoba mi się, że nie zawiera fluoru, choć niestety na składach tego typu produktów nie znam się za dobrze i nie jestem w stanie stwierdzić czy cała reszta jest bez zarzutu. Jeszcze za krótko ją stosuję by wydać jakiś werdykt, ale pierwsze wrażenia oceniam jako bardzo pozytywne.
Miss Sporty Crazy Glitter!/ Lakier do paznokci nr 010
Według mnie to po prostu zwykły, bezbarwny lakier do paznokci z tandetnymi drobinkami złota. Na pochwałę zasługuje fajnie wyprofilowany pędzelek, który pozwala w łatwy i nie wymagający większych umiejętności sposób pokryć produktem każdy paznokieć. Dosyć szybko też schnie, ale jego trwałość niestety nie zaskakuje. Trzy dni do maksimum w moim przypadku. Myślę, że zdecydowanie lepiej będzie prezentował się na innych lakierach lub umieszczony tylko na wybranych paznokciach. Nic innowacyjnego czy zaskakującego, ale może komuś akurat wpadnie w oko :)
Koniec. Tym razem nadchodzące miesiące przyniosą sporo ciekawych produktów do Rossmanna i jestem prawie pewna, że każdy znajdzie coś dla siebie. Koniecznie dajcie znać co dokładnie wzbudziło Waszą ciekawość oraz któremu produktowi chcielibyście przyjrzeć się bliżej, a na pewno postaram się wrócić tu z jego recenzją :)
niedziela, 3 września 2017
Ostatnio chyba staram się nadrobić wszystkie włosowe zaległości, które miały miejsce na tym blogu. Nie będę ukrywać, że winowajcą jest książką o której pisałam Wam ostatnio, bo sprawiła iż poczułam się w tym temacie bardziej pewna siebie. Oczywiście nie myślcie, że jeden poradnik zrobił ze mnie eksperta, bo wcale się nim nie czuję. Informacje, którymi będę się z Wami dzielić nadal oparte są na moich spostrzeżeniach po długich tygodniach testów, a nie regułkach wyczytanych w Internecie czy poradnikach. Czasami nawet nie trzeba być znawcą, bo wystarczy spojrzeć w lustro by widzieć, że produkt który stosujemy działa i ja właśnie takimi ulubieńcami pragnę się dziś z Wami podzielić. Całkowicie odmieniły moje włosy, dodały odwagi i sprawiły, że w końcu chętnie patrzę w lustro. Pozwoliły pożegnać się ze łzami podczas rozczesywania, a większość z nich kosztuje naprawdę niewiele. Mogłabym wręcz przyrzec, że ratują mi życie niemal każdego dnia. Są i jeszcze długo będą w mojej łazience, a dziś wpadną na chwilę na bloga by się przedstawić i nieskromnie pochwalić swoimi wspaniałymi właściwościami. Być może też pomogą Wam zwalczyć bad hair day?
Ewa Schmitt Detangling Ultra Lite szczotka I-Flow
Wpadacie tu regularnie? W takim razie ta szczotka to dla Was żadna nowość. Już wcześniej pisałam peany na jej cześć i po całym tym czasie nic się w tym temacie nie zmieniło. Wiem, że zaraziłam nią kilka osób i każda z nich dziękowała mi za polecenie tego wspaniałego gadżetu. Świetnie rozczesuje moje mokre włosy ( suche też całkiem nieźle), super radzi sobie z rozprowadzaniem odżywki oraz wystarczy kilka sekund by ją porządnie umyć. A co najlepsze kosztuje naprawdę niewiele. Jedyne co bym w niej zmieniła to kolory w których jest dostępna. Pomarańczowy oraz niebieski to zdecydowanie nie moje barwy i ja chętnie zamieniłabym je na czarną lub białą. Jest to jednak jedynie mała fanaberia i w żaden sposób nie wpływa na opinię o produkcie. Obecnie ciężko byłoby mi się obyć bez tej szczotki. Oczywiście dalej lubię tą Ikoo czy klasyczny Tangle Teezer, a jego najnowszą wersję z rączką czyli The Ultimate wręcz kocham. Jednak I Flow zdecydowanie najlepiej spisuje się przy mokrych włosach. Nie będę się rozpisywać na jej temat, bo jakiś czas temu już miała swoją chwilę chwały tutaj na blogu i dziś jedynie pragnę Wam przypomnieć o istnieniu tego fajnego gadżetu, bo zdecydowanie warto go mieć w swoim domu i salonie.
L’biotica Biovax Intensywnie Regenerująca Maseczka Keratyna + Jedwab
Może troszkę przesadzam okrzykując hitem produkt, który tak naprawdę znam od niedawna, ale efekty jego stosowania widziałam dosyć szybko dlatego i z zachwytem nie mam zamiaru czekać :) Na maski Biovax czaiłam się od dawna, ale nie miałam pojęcia, która będzie odpowiednia do moich kosmyków. Dopiero po przeczytaniu poradnika Marty Klowan dowiedziałam się, że rodzaj włosów który ja posiadam (wysokoporowate) powinien być karmiony keratyną przynajmniej raz w tygodniu i tak problem z wybraniem właściwego kosmetyku rozwiązał się w kilka sekund.
Uwielbiam tą maskę za piękny zapach, gęstą konsystencję, fajny skład i cudowne działanie. Wystarczy jedna aplikacja, a moja kupka siana zmienia się w gładkie, sypkie włosy, które wyglądają na bardzo zdrowe oraz zadbane. Wyprostowane przed wyjściem potrafią w idealnym stanie utrzymać się do następnego mycia. Stosowana regularnie zdecydowanie poprawia stan kosmyków, nie obciąża ich oraz nie sprawia, że wyglądają jak tłuste strąki. Po jej użyciu mam ochotę dotykać moich włosów bez końca. Są takie lśniące i jedwabiste. Nie mogłabym sobie wtedy wymarzyć by wyglądały lepiej.
Jedyną jej wadą jest opakowanie. Naprawdę ciężko przechowuje się ten słoiczek pod prysznicem, a po użyciu produktu trzeba mocno dociskać wieczko by je szczelnie zamknąć. Dodatkowo ma on sporo zakamarków, w których łatwo osadzają się resztki produktu, a wilgotnych warunkach nietrudno wtedy o rozwój bakterii. Muszę jednak pochwalić producenta za prezenty, które znajdziemy w kartoniku z maską. Mowa tu o próbce serum i czepku ułatwiającym stosowanie kosmetyku. Widać, że dla marki bardzo ważne jest zadowolenie klienta i dbałość o szczegóły. Co więcej maskę często można kupić na przecenie za naprawdę niewiele. Chociaż według mnie jest warta każdej złotówki :)
CoLab Suchy szampon
Przyznaję, że kiedyś byłam uzależniona od suchych szamponów. Sięgałam po nie kilka razy w tygodniu i zdecydowanie nadużywałam ich dobroci. Obecnie sporadycznie lądują na mojej głowie, ale w domu zawsze muszę mieć jedną buteleczkę w razie co. Zaszczytne miejsce pierwsze w tej kategorii zajmują szampony od CoLab. Nie wszystkie działają tak jak lubię, ale ta marka rzadko mnie zawodzi. Dlaczego ten a nie inny? Bo nie wysusza włosów, nie odbiera im blasku i nie pozostawia na nich okropnych, białych śladów. Dodatkowo ślicznie pachnie oraz wystarczy odrobina by nasze kosmyki wyglądały na świeże i zadbane. Rozprowadzony palcami nieco zwiększa ich objętość i lekko odbija od nasady.
Jeszcze jakiś czas temu produkty te nie były dostępne w Polsce, ale obecnie możecie dostać je w Hebe. Spotkałam się już więc z kilkoma recenzjami po polsku szamponów od CoLab i często zdarza się iż panie narzekają na jego działanie. Warto jednak wiedzieć, że ten kosmetyk działa też nieco inaczej niż dobrze Wam znany Batiste. Najlepiej spisuje się aplikowany na dopiero co umyte i wysuszone włosy. To właśnie wtedy znacznie wydłuża ich świeży wygląd. Oczywiście sprzedawany jest w różnych wersjach i niektóre z nich potrafią też odczarować nawet tłuste już kosmyki. Jednak jeśli u Was produkt nie zdaje egzaminu stosowany w tradycyjny sposób polecam więc aplikować go zaraz po umyciu. Według mnie nie ma lepszych i ładniejszych suchych szamponów niż te od CoLab. Polecam gorąco!
Rene Furterer Lumicia Płukanka nabłyszczająca
Obecnie czuję się już sporo douczona w temacie włosów i ostatnio wprowadziłam ogromne zmiany w mojej pielęgnacji, ale płukanki to dla mnie zupełna nowość. Nigdy jakoś mnie do nich nie ciągnęło. Nie pamiętam też bym kiedykolwiek szukała jakiejś lub czytała recenzje na temat tego typu produktów. Pewnie gdybym nie dostała prezentu od marki Rene Furterer Paris to jeszcze do dziś nie wiedziałabym nic o płukankach i ich działaniu. Producent zapewnia nas, że kosmetyk neutralizuje efekt twardej wody oraz wygładza łuski włosa, dzięki czemu uzyskamy upragniony przez każdą kobietę “lustrzany połysk”.
W przypadku tego produktu jestem chyba w stanie podpisać się pod każdą obietnicą. A co więcej dodać jeszcze muszę, że znacznie ułatwia rozczesywanie niesfornych kosmyków. Po użyciu płukanki moje włosy wyglądają tak jakbym dopiero co wyszła z salonu fryzjerskiego. Faktycznie pięknie błyszczą i są niesamowicie gładkie. Niczym u modleki z reklam szamponów. Kosmetyk nie zawiera żadnych świecących drobinek czy tłustych olejków, a cały ten blask uzyskamy dzięki regularnemu stosowaniu w naturalny sposób. Nazwałabym nawet ten produkt magicznym, ale ponoć winowajcy tego cudownego efektu znajdują się w składzie. Mowa tu o wyciągu z aceroli czy tajemniczo brzmiącym Alkoholanie Fioravanti.
W przypadku tego produktu jestem chyba w stanie podpisać się pod każdą obietnicą. A co więcej dodać jeszcze muszę, że znacznie ułatwia rozczesywanie niesfornych kosmyków. Po użyciu płukanki moje włosy wyglądają tak jakbym dopiero co wyszła z salonu fryzjerskiego. Faktycznie pięknie błyszczą i są niesamowicie gładkie. Niczym u modleki z reklam szamponów. Kosmetyk nie zawiera żadnych świecących drobinek czy tłustych olejków, a cały ten blask uzyskamy dzięki regularnemu stosowaniu w naturalny sposób. Nazwałabym nawet ten produkt magicznym, ale ponoć winowajcy tego cudownego efektu znajdują się w składzie. Mowa tu o wyciągu z aceroli czy tajemniczo brzmiącym Alkoholanie Fioravanti.
Tak jak już wspominałam kilka razy pielęgnacja włosów to nie jest mój ulubiony temat. Dlatego kosmetyki do nich przeznaczone muszą mieć fajne, ułatwiające stosowanie opakowanie. Płukanka Lumicia zdecydowanie takie posiada. Buteleczka jest zgrabna oraz poręczna, a dodatkowo wyposażono ją w wygodny atomizer. Nie mam żadnego problemu z aplikacją kosmetyku i chociaż chwilę po jego rozpyleniu da się wyczuć zapach octu to jednak po kilku sekundach znika on bezpowrotnie. Chyba jedyne na co mogłabym narzekać to mała wydajność płukanki. Dosyć szybko się zużywa i dlatego nie stosuję jej tak często jakbym chciała. Poza tym już wpisała się na listę ulubieńców i jak tylko ujrzy dno to na pewno w mig zamówię kolejne jej opakowanie.
Schwarzkopf Oil Nutritive Ekspresowa odżywka regeneracyjna do włosów ze skłonnością do rozdwajania
Najlepsza! Może nie jestem specjalistką od płukanek czy toników do włosów, ale na odżywkach w sprayu trochę się znam. Miałam ich naprawdę mnóstwo, bo tak jak wspominałam rozczesywanie moich włosów zaraz po umyciu jeszcze kiedyś spędzało mi sen z powiek. Po ten produkt sięgnęłam przypadkiem, bez czytania recenzji czy opisów. Po prostu zaciekawił mnie jego skład więc postanowiłam spróbować. Zakochałam się w tej odżywce już po pierwszym użyciu! Naprawdę cudownie pachnie, a kosmyki pod jej wpływem w końcu odpuszczają i przestają toczyć nierówną walkę ze szczotką.
Produkt stosowany kilka razy w tygodniu faktycznie poprawia stan włosów, a nawet mam wrażenie iż zapobiega też rozdwajaniu końcówek. I chociaż w składzie znajdziemy aż 7 olejków nigdy nie zauważyłam by spray obciążał kosmyki lub sprawiał by przetłuszczały się szybciej. Można go stosować zarówno na sucho jak i na mokro. Zawsze niezawodny i satysfakcjonujący. Dodatkowo tak jak mój hit wyżej znajduje się w wygodnym opakowaniu z atomizerem, który się nie zacina oraz działa sprawnie przez cały czas stosowania produktu. Jestem też zdumiona, że kosmetyk z naprawdę ciekawą listą INCI kosztuje tak mało i aż żałuję iż nie jest dostępny w Uk. Wcześniej stosowałam już podobne odżywki od Schwarzkopf i lubiłam prawie każdą, ale Oil Nutritive jest zdecydowanie moich numerem jeden. Chyba nawet jestem w stanie wyznać, że ta marka ma najlepsze produkty do włosów ze wszystkich dostępnych na rynku, które miałam okazję stosować. Po prostu super!
Mam nadzieję, że wśród mojej złotej piątki znajdują się produkty, które pomogą Wam zwalczyć problemy z włosami. Zadowolone z nich będą na pewno posiadaczki tych wysokoporowatych. Ja już Wam pisałam, że jeszcze kilka miesięcy temu nie wierzyłam, że moje kosmyki mogą wyglądać dobrze i zastanawiałam się nad ich obcięciem. Dziś w końcu mogę być z nich dumna. Oczywiście za tak ogromną poprawą stoi odpowiednia pielęgnacja, ale nie istniałaby ona bez porządnych produktów potrzebnych do jej zdefiniowania. Dziś poznaliście mój włosowy niezbędnik, a ja jestem ciekawa co jest na Waszej liście hitów. Zdradzicie mi swoich ulubieńców? :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)